Moja droga po autografy 50 bielszczan.

  Posiadaczem ciekawej książeczki "50 bielszczan w karykaturze i limerykach" autorstwa Olgierda Kossowskiego i Tomka Szulakowskiego zostałem 17 lutego 2004 roku. Otrzymałem ją w prezencie od dyżurnego satyryka Podbeskidzia za coś tam, coś tam napisane dla prowadzonej przez niego audycji "Rymowanie na kolanie" w Radio Bielsko. Dyżurny to oczywiście współautor książki Tomek Szulakowski. Napisał mi na stronie tytułowej: "Szanownemu stałemu słuchaczowi Panu Władysławowi \czatującemu\ na tę książeczkę wdzięczny autor - rymiarz.


Jakoś tak pod koniec maja wpadłem na pomysł zbierania autografów z wpisem na karykaturze. Wiele szacownych osób znałem z mediów, z dokonań dla Bielska i regionu ale z żadną z nich nie było mi dane osobiście się spotkać.

Przyznaję, że głównym moim celem było bliższe poznanie bliskich osobistości przez krótki bezpośredni kontakt. Jak widzi ich niemłody już, przygrubawy facet w sweterku, niedbale ubrany i uczesany z przewieszonym na ramieniu czerwonym, brezentowym mini plecaczkiem?

Zacznę od pierwszego bliskiego spotkania. 2 czerwca 2004 roku, duża sala Domu Kultury przy Rafinerii w Czechowicach - Dziedzicach. Spotkanie z kandydatami na posłów do Europarlamentu Małgorzatą Handzlik i Janem Olbrychtem. Przed rozpoczęciem spotkania podchodzę do stolika prezydialnego gdzie siedzą kandydaci, wypowiadam jednym tchem formułkę, którą również stosowałem przy następnych spotkaniach: Nazywam się..., jestem mieszkańcem..., serdecznie proszę o dedykację i autograf na karykaturze. Uśmiechniętej cały czas pani Małgorzacie sprawiam miłą niespodziankę i satysfakcję co wyraża słownie wpisując się do książki. I mnie również było miło - bo jaka jest pani Małgorzata każdy widzi. Chociaż jeszcze wtedy nie wiedziałem zadając niewygodne pytania kandydatom, że to przyszli posłowie Parlamentu Europejskiego. Nawiasem, sala ogromna, zainteresowanych garstka, może 20 osób. Denerwowały mnie przygotowane przez miejscowych działaczy paski papieru z gotowymi pytaniami do kandydatów. Ładna, elokwentna, gustownie ubrana, tylko te czerwone włosy nie w moim guście ale pod nimi dobrze poukładane - tak zapamiętałem panią Małgorzatę. Taki był plan mojego pierwszego spaceru z Bestwiny do Czechowic - Dziedzic.


Na drugi autograf z dedykacją czekałem do 28 sierpnia 2004 roku, dnia 13 Rodzinnego Rajdu Rowerowego w Czechowicach - Dziedzicach pod patronatem Grażyny Staniszewskiej. Oczywiście byłem uczestnikiem Rajdu, a moja 18 osobowa drużyna "Koziełów" zdobyła nagrodę ufundowaną dla najliczniejszej rodziny. Podszedłem do pani Grażyny bezpośrednio po zakończeniu przemowy związanej z ceremonią otwarcia Rajdu i tu formułka, o której już wspominałem, a że było to na minuty przed startem - wpis z najlepszymi życzeniami, wzajemny uścisk dłoni bez cmok nonsensu, zresztą niemożliwe by to było za względu na kolarskie rękawiczki patronki, chyba w paznokietek. Tak zdobyłem autografy bielskich Europarlamentarzystek.


 Tego samego dnia na Rajdzie udało mi się zdobyć autograf pana Jerzego Batyckiego, którego rozpoznałem wśród blisko tysięcznego tłumu rajdowców. Pan Jerzy spieszył się gdzieś bardzo, a krótkie spotkanie zakończyło się tylko wzajemnym uściskiem dłoni i grzecznościowymi gestami. Pan Jerzy w imieniu organizatorów zapraszał na bielski rajd rowerowy.


 W 65 rocznicę wybuchu II wojny światowej zaplanowałem spacer po Bielsku. Pierwsze kroki skierowałem w stronę Ratusza, a konkretnie do Przewodniczącego Rady Miejskiej, pana Wiesława Handzlika. Na przyjęcie w gabinecie nie czekałem długo, może 15 minut. Elegancki pan w białej koszuli i czarnym, na miarę skrojonym garniturze wymownym gestem ręki wskazał mi krzesło, na którym mam usiąść. Pierwsze wrażenie, zresztą chyba podkreślone w karykaturze z komórką przy uchu - to człowiek zapracowany. Przypuszczam, że swoją nietypową prośbą określoną już wcześniej w powtarzanej formułce sprawiłem mu przyjemność, czego wyrazem był niewymuszony uśmiech na jego twarzy.


 Z Ratusza już niedaleko do pana Jana Kulki, podreptałem, wszedłem, przedstawiłem się starszemu, znanemu mi od wielu, wielu lat panu Janowi, z którym jednak do tej pory nie dane mi było rozmawiać. Uwielbiałem go jako sprawozdawcę sportowego, co podkreśliłem przy tej krótkiej rozmowie. Wyznał mi, że komentuje jeszcze niekiedy ale tylko międzypaństwowe mecze siatkówki. Bestwina, Bestwinka - to przecież miejsce urodzenia Zbyszka Pietrzykowskiego - zagaił pan Jan. Oczywiście, mówię, pan Zbyszek jest dla mnie wzorem sportowca, a na jego dom rodzinny, tzw. "Dworek" patrzyłem przez ponad 22 lata z okna mojego miejsca pracy. Pan Jan spełnił moje dodatkowe życzenie wpisując: "Dla Władysława z Bestwiny - mojemu sympatykowi - dedykuje Jan Kulka".


 Swój spacer tego dnia zakończyłem w Galerii pana Franciszka Kukioły na Wzgórzu. Podszedłem do kontuaru pytając czy mogę rozmawiać z panem Kukiołą. Kukioła to ja - odpowiedział mi jeden z panów usługujących za ladą. Pan Franciszek nie miał tego dnia najlepszego humoru. Podziwiałem jego koordynację ruchów. Jedną ręką ściereczką uprzątał ladę, drugą zaś wpisywał dedykację z autografem. Z pośród dotychczasowych była to najkrótsza wymiana zdań. Sam zresztą nie jestem zwolennikiem gadulstwa i przyjąłem formę, że w tych krótkich rozmowach będę raczej słuchaczem i obserwatorem. Schodząc ze Wzgórza patrzyłem z uśmiechem na bilbordy kandydatów na senatorów, z których najbardziej utkwił mi ten w oknie nad "Patrią" kandydata na przyszłego senatora, który odbierze "świniom koryta". Przypuszczam, że byłby to pierwszy sukces Unii Polityki Nierealnej - mając w pamięci głośne hasło innej partii, która chciała przywrócić normalność i wygrać przyszłość.


  A oto kilka innych stron pochodzących z wyżej wymienionej książki: